Czy Nowy Jork właśnie umarł?

Słyszę od czasu do czasu lub czytam (głównie w prasie polskiej), że ta cała pandemia jest przesadzona. Powiem kolokwialnie, punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Gdy spojrzymy na sytuację w USA, a zwłaszcza w Nowym Jorku, jest naprawdę źle. W Stanach Zjednoczonych jest ponad pięć milionów osób zarażonych wirusem, na tle ponad 22 miionów na świecie. Bezrobocie wprawdzie zmalało od kwietnia b.r. do 11 procent, ale to wyjatkowo duży wskaźnik na USA. 

Skutki pandemii najbardziej jaskrawo widać w takich metropliach jak Los Angeles, San Francisco, a przede wszystkim w Nowym Jorku. Miasta są opustoszałe, a najbardziej widoczni w nich stali się bezdomni. Gdy oglądam filmy z San Francisco, Los Angeles czy Nowego Jorku jawi się nowy i przerażający obraz. Bezdomni leżący wśród śmieci, w tym niektórzy dają sobie w żyłę, inni są chorzy psychicznie i od czasu do czasu zdarza im się atakować przechodniów. W Los Angeles takie miejsca ciągną się kilometrami i Miasto Aniołów nie ma już nic wspólnego z tym, które widziałam w 2000 roku. To raczej miasto upadłych aniołów.

W Nowym Jorku kloszardzi są w lepszej sytuacji. Bardzo krytykowany burmistrz Bill de Blasio, zakwaterował wielu z nich w pięciogwiazdkowych hotelach w ekskluzywnej dzielnicy Upper West Side. Czegoś podobnego jeszcze w Big Apple nie było. Rezydenci okolicy boją się wychodzić z domu, bo na porządku dziennym są teraz napady, jak również zabójstwa. Burmistrz Nowego Jorku po rozruchach związanych z zabiciem przez policjanta czarnoskórego Amerykanina Georga Floyda zdecydował się znacznie zmniejszyć liczbę policji. Nikt nie czuje się już bezpiecznie.

Jak pisze pesymistycznie James Altucher w "New York Post" w artykule " New York City is dead forever", nawet w latach siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych, gdy Nowy Jork był niebezpiecznym miastem na granicy bankructwa, był przynajmniej centrum światowego biznesu i kultury. Dzisiaj w NYC większość słynnych budynków biznesowych jest w 90 procentach pusta. Ci, którzy mają jeszcze pracę, wykonują ją z domu, co oczywiscie jest firmom na rękę. Niektórzy mówią wręcz, że Midtown Manhattan, który był Mekką biznesu, zamienił się w tzw. "miasto duchów" (ghost town). Ludzie zaczynają się z Nowego Jorku wyprowadzać ze strachu przed zarażeniem covidem i rosnącą w mieście agresją.

Niektórzy przeprowadzają się na przedmieścia, inni brawurowo wybierają zupełnie nieznane sobie miejsca na drugim końcu Stanów. Co za różnica, gdy i tak mogą pracować z domu. Trzeba jednak zwrócić uwagę na pewien ważny fakt. Większa przepustowość internetu (ang."bandwidth"), która znacznie wzrosła w ciągu dziesięciu lat, pozwoliła nam na zdalną pracę i spotkania na "Zoom". Dzięki temu ludzie mogą pracować i prowadzić spotkania siedząc w domu. To czego obawiano się dziesięciolecia wcześniej, jest faktem. Rok 2020 jest w dużej mierze światem wirtualnej rzeczywistosci i w gruncie rzeczy powinniśmy się z tego cieszyć. Przecież inaczej nie bylibyśmy w stanie bezpiecznie funkcjonować w walce z Covid-19.

Fakt, że miasto zostało "zamknięte" (lockdown) na pięć miesięcy jest bezprecedensowy. Do tego w czerwcu zaczęły się protesty przeciw policji w związku ze śmiercią Georga Floyda, które przerodziły sie w demolki i rabunki sklepów. Kultura w NYC też czeka na lepsze czasy: zamknięty jest Lincoln Center i muzea a Broadway otworzy się prawdopodobnie na wiosnę 2021 roku. Podobnie z restauracjami, ponad pięćdziesiąt procent zamknęło swoje podwoje. Przez ponad czternascie lat swojego pobytu w USA, wiekszość urodzin spędzałam w Nowy Jorku. Stało się to tradycją, niestety ten rok pokrzyżował mi plany, mogłam obejrzeć jedynie jego widok jadąc do niedalekiego Jersey City.

Najgorsza w całej pandemicznej sytuacji jest niepewność, wróg czyli wirus jest niewidzialny i trudno przewidzieć kiedy pandemia się skończy albo kiedy będzie dostępna szczepionka na wirus. Jak wiadomo, wszyscy boimy się nieznanego. Niektórzy rdzenni nowojorczycy pesymistycznie twierdzą, że znany nam w starej formie Nowy Jork się skończył. Dla właścicieli biznesów straty finansowe poniesione w pandemii są gorsze od tragedii 11 września 2001 roku. Może Nowy Jork będzie już zupełnie innym miastem albo jego odbudowa będzie trwać latami. Tego nie wiemy. Pewne jest, że miasto, aby normalnie funkcjonowało musi na siebie zarobić, a to jest w tej chwili bardzo trudne, gdy bankrutują kolejne biznesy.

Nie jestem rdzennym Nowojorczykiem, ale znam i uwielbiam to miasto. Wierzę też w metafizyczne siły miast, genius loci. Jestem za to rdzenną Warszawianką i z tego powodu traktuje tę kwestie inaczej. Nowy Jork przynajmniej stoi, nie został w ponad 90 procentach zbombardowany jak w Warszawa, nie trzeba go nieludzkim wysiłkiem fizycznie odbudować. Nowy Jork bedzie musiał się podnieść, a nie ożyć jak Feniks z popiołów. I tego temu wspaniałego miastu życzę.

Zdjęcie autorki: widok Nowego Jorku od strony New Jersey.

Link do artykułu "NYC is dead forever-here is why".https://nypost.com/2020/08/17/nyc-is-dead-forever-heres-why-james-altucher