Za każdym razem gdy przyjeżdżamy do Filadelfii, dzieje się tam coś ciekawego. Za pierwszym razem, odbywała się manifestacja golasów obu płci na rowerach, którzy protestowali przeciw nadmiernemu zanieczyszczeniu środowiska przez samochody oraz jak twierdzą, promowali pozytywny wizerunek ciała (link do ich organizacji tutaj: https://philadelphianakedbikeride.wordpress.com/ ).Trochę kontrastowało to z protestancką etyką amerykańską, tym bardziej, że w tłumie obserwujących były dzieci, w tym nasze. Kolejnym razem spacerując po centrum natknęliśmy się na paradę LGBT, która nie była już tak kontrowersyjna.
Co by nie było, to w końcu w założonej w 1682 roku Filadelfii podpisana została Deklaracja Niepodległosci (1776) i amerykańska Karta Praw (1787), która nomen omen zezwala na wolność słowa i ekspresji (gdyby nie ona naturyści nie przejechaliby przez miasto). Filadelfia odegrała kluczową rolę w Amerykańskiej Rewolucji, gdyż właśnie tutaj spotykali się tzw. Founding Fathers (Założyciele) Stanów Zjednoczonych, którzy to właśnie Konstytucję podpisali. Filadelfia była również stolicą USA podczas Wojny Rewolucyjnej. Tyle historii w skrócie.
Gdy wjeżdza sie z Filadelfii z autostrady, widać, że jest to również industrialne miasto, jej przedmieścia nie są zbyt ciekawe. Zdarza nam się bywać w dzielnicy małych polskich biznesów, która nie wygląda zbyt imponująco, a zewsząd widać szyldy z polskimi nazwiskami. Tutaj też mieści się swojski pub, w którym podają bardzo dobrą polską kiełbasę. Zbliżając się do centrum, miasto zaczyna powoli ukazywać swoje prawdziwe uroki. Nowoczesne budynki poprzetykane są wiele znaczącymi dla Amerykanów historycznymi monumentami, takimi jak Independence Hall czy Filadelfijskie Muzeum Sztuki, słynące z jednych z najlepszych zbiorów w USA. Można w nim zobaczyć prace znanych twórców europejskich i amerykańskich, w zbiorach znajduje się też między innymi suknia ślubna aktorki a potem księżnej Grace Kelly (która pochodziła z Filadelfii) oraz...pisuar Marca Duchampa.
Centrum miasta zwiedza sie z przyjemnością, panuje w nim wielkomiejska, trochę europejska atmosfera i nie ma w nim jednocześnie nic przytłaczającego, co można odczuć w Nowym Jorku. Po prostu czuje się tu ducha historii. Jest tutaj wiele dobrych międzynarodowych i czysto amerykańskich restauracji, serwujących między innymi tutejszą specjalność "Philly cheessteak sandwich", kanapkę z pokrojonymi kawałkami steku z rozpuszczonym serem podanym w długiej bułce. Urocze niskie kamieniczki przypominają trochę Anglię, a ludzie nie spieszą się tak jak w innych dużych amerykańskich miastach.
Zwiedzając Filadelfię warto zahaczyć o pomnik Benjamina Franklina, który był prawdziwym człowiekiem renesansu i odegrał bardzo ważną rolę w historii nie tylko miasta, ale całej Ameryki a nawet świata. Franklin był nie tylko jednym z założycieli Stanów Zjednoczonych, ale również pisarzem, drukarzem, politykiem, naukowcem, wynalazcą i dyplomatą. Wynalazł między innymi okulary dwuogniskowe i piorunochron. Dziś jego podobiznę można zobaczyć na studolarowych banknotach.
Warto dodać, że w Filadelfii znajduje się najwięcej ze wszystkich miast amerykańskich darmowych placówek kulturalnych. Należy do nich dom pisarza Edgara Allana Poe oraz co zostawiam jako polski smaczek na koniec, naszego wspaniałego rodaka, bohatera Rewolucji Amerykańskiej, Tadeusza Kościuszki (Thaddeus Kosciuszko National Memorial).
Dla mnie jednak Filadelfia jest wyjątkowa z zupełnie innych względów. Otóż po latach niewiedzy, dzięki testowi genetycznemu dowiedziałam się, że mam tam kuzynów z Warszawy.
Zdjecie: Independence Hall w Filadelfii, archiwum prywatne.