Dlaczego lubię amerykańską szkołę.

Europejczycy nie mają dobrego zdania o amerykańskim poziomie nauczania (no, może poza prestiżowymi uniwersytetami). Panuje powszechna opinia, że Amerykanie nie znają historii Europy, języków obcych i wielu nie wie gdzie Polska leży. Jest w tym wiele prawdy, ale z drugiej strony, czy Europejczycy znają dobrze historię i geografię Stanów Zjednoczonych?

Ja polskiej szkoły nie lubiłam, dopiero lepiej poczułam się na studiach. Z podstawówki i liceum (jeszcze w czasach komunistycznych), pamiętam nauczycieli, którzy dla dobra dzieci i młodzieży do tego zawodu nigdy nie powinni trafić. Prawdopodobnie moje odczucia nie są odposobnione. Oczywiście, zdarzały się wyjątki w postaci niesamowitych pedagogów, ale podstawowa różnica jest taka, że w amerykańskiej szkole uczniów się szanuje, a w polskiej nie (oczywiście moje wywody dotyczą głównie szkół w New Jersey, ale śmiem twierdzić, że tak jest w większości stanów).

Dzieci są objęte w USA szczególną opieką, poza edukacją, zwraca się uwagę na prawidłowy rozwój emocjonalny, a wiadomo, że USA to mekka psychologów. Jednym z przykładów jest to, że każda szkoła ma tzw. program "anti-bullying", mający na celu wykrycie i wyeliminowanie dręczenia psychicznego czy fizycznego przez innych uczniów. Nauczyciele bardzo starają sie wspierać, gdy w rodzinie pojawiają się różnego rodzaju problemy i wtedy proponują spotkania z tzw. counsellors.

Byłam w sporym szoku, gdy w czasie pierwszej wizyty w gimnazjum, do którego w przyszłym roku idzie moje dziecko, dowiedziałam się, że uczniowie będą podzieleni na grupy podlegające konkretnemu doradcy (counsellor), którego zadaniem będzie pomoc przejścia z jednej szkoły do drugiej. Oprócz tego, w szkole powołane są komisje doradcze zajmujące się takimi problemami jak rozwód rodziców, choroba, alkoholizm itd. W takich sytuacjach uczniowie mogą korzystać z terapii na terenie szkoły. Jakoś nie mogę przypomnieć sobie, że ktoś w mojej polskiej szkole interesował się w ogóle tego typu kwestiami. 

Kolejna różnica, to stopień zaangażowania rodziców w zajęcia szkolne. Nauczyciele w bardzo szerokim zakresie starają się, by rodzice współpracowali ze szkołą, pojawiając sie na różnych lekcjach jako wolontariusze. Ja chętnie przychodzę na lekcje plastyki, na których mogę obserwować swoje latorośle na gruncie szkolnym i jednocześnie trochę pomóc. Z racji, że Ameryka to kraj wielokulturowy, raz w roku organizowane sa tzw. "International Days", podczas których rodzice mogą zaprezentować kraj, z którego pochodzą, przynieść różne smakołyki itd.  Amerykańska szkoła uczy dzięki temu tolerancji dla innych kultur i wzbogaca wiedzę o świecie.

I ostatnia obserwacja, można narzekać na niższy poziom edukacji niż w Europie, ale w kwestii technologicznej Stary Kontynent szybko nie prześcignie amerykańskiej szkoły. Dzieci uczą się tutaj korzystania z komputerów już w przedszkolu, a w piątej klasie radzą sobie już świetnie. Zakładają własne kanały na You Tube, montują filmiki itd, itd. Domyślam się, że tutejsze sale komputerowe mogłyby w wielu miejscach na świecie być tylko obiektem westchnień (najnowsze komputery Apple i doskonała metodyka nauczania). Byłam zaskoczona, gdy dowiedziałam  się, że w pierwszej klasie gimnazjum, wszyscy uczniowie dostaną na własność iPady od szkoły do odrabiania lekcji. I tak rośnie nowe pokolenie, od którego mam wrażenie pod tym względem dzielą mnie lata świetlne, choć to tylko jedna generacja.