Czterdziestki na start!

Zauważyłam, że ostatnio w polskich mediach zrobiło się głośno o kobietach czterdziestoletnich, a mianowicie o ich coraz mniejszej atrakcyjności społecznej. Tak się składa, że sama przekroczyłam już tę wiejącą trwogą liczbę i weszłam w "smugę cienia".

Jak sie z tym czuję? Szczerze powiedziawszy, nie widzę dużej różnicy. Mam podobny apetyt na życie co dziesięć lat temu, aspiracje i marzenia. Moje życie jest na pewno w dużej mierze podporządkowane dzieciom, a każda matka wie, że po ich przyjściu na świat nic nie wygląda tak samo. Nie uważam, że pewne rzeczy mi nie przystoją, owszem, nie będę ubierać się w stylu "dzidzia-piernik" i wiem, że mam coraz mniej czasu, dlatego staram się zabrać za rzeczy, które odkładałam na później.

Witold Gombrowicz, w którym zaczytywałam się jako nastolatka i dwudziestolatka, był zafascynowany młodością a młodzież nazywał "biologiczną artystokracją" i najchętniej rozmawiał z ludźmi do 25 roku życia. Mnie natomiast zawsze fascynowała dojrzałość, może dlatego, że jako jedynaczka otoczona byłam zawsze dorosłymi znajomymi rodziców.

To dla mnie kompletne kuriozum, że w kraju w sercu Europy, w którym edukacja stoi na bardzo wysokim poziomie, społeczeństwo jest pod tym względem tak uwstecznione. Tym bardziej, że mamy tyle inteligentnych, świetnie wykształconych i do tego pięknych kobiet. W Ameryce płeć piękna jest bardzo agresywna, pewna swojej wartości i wymagająca (od partnerów, mężów czy świata). Obecne czterdziestolatki to w Ameryce córki feministek i dzieci kwiatów z lat siedemdziesiątych. Niektóre z nich dorastały w hippisowskich komunach, gdzie nie było tematów tabu, również w sferze seksualnej.

Możemy się tylko domyslać, że te warunki zainspirowały kobiety w Nowym Jorku do wyegzekwowania prawa do chodzenia topless po mieście (sędziowie nie mogli znaleźć żadnego argumentu przeciw). I tak można było już zobaczyć córkę Bruce Willisa półnago spacerującą po mieście, a w Central Parku to teraz normalka spotkać panie (niezależnie od pory roku), prezentujące swe nagie wdzięki w plenerze. Zupełnie jak na obrazie "Sniadanie na trawie" E. Maneta. Link do blogu fanek topless, który można przestudiować pod względem socjologicznym tutaj: https://coedtoplesspulpfiction.wordpress.com/about/

Pozostawmy sielankę gorących czterdziestek ( i nie tylko) z Central Parku i spójrzmy na kobiety z punktu widzenia kariery zawodowej. Za oceanem nie ma aż takiego znaczenia ile masz lat (może poza silikonowym Hollywood, o czym później) i jakiej jesteś płci, jeśli jesteś profesjonalny, dobry w swym fachu i umiesz przystosować się do zmieniających się warunków na rynku. Elastyczna osoba wcale nie musi byc młoda. To raczej stan umysłu. W każdej umowie o pracę istnieje klauzula, w której napisane jest, że firma nie ma prawa dyskryminować nikogo ze względu na rasę, iek, płeć czy stopień niepełnosprawności. Wiadomo, że nie zawsze wygląda to tak cukierkowo, ale ja spotkałam wiele zadbanych pań, które nadal pracują będąc grubo po siedemdziesiątce. Oczywiście, na ich obecną dobrą kondycję miały wpływ liczne błogosławieństwa najstarszej demokracji na świecie, wysoki standard życia i uprzywilejowana w stosunku do innych krajów sytuacja kobiet.

Sytuacja nie wygląda już tak różowo w pełnym seksizmu Hollywood. Ostatnio zaledwie 37-letnia Maggie Gyllenhaal została poinformowana, że jest "za stara" by zagrać kochankę 55-letniego mężczyzny... Przyznała, że najpierw poczuła się upokorzona, potem wściekła a w końcu cała sytuacja wydała jej się po prostu śmieszna. 56-letnia Madonna wspomniała, że dla niej seksizm i dyskryminacja ze względu na wiek, nie różnią się od dyskryminacji ze względu na rasę czy orientację seksualną. 

Drogie Panie (w każdym wieku), dbajcie o siebie, realizujcie swoje marzenia i nie dajcie sobie wmówić, że jest już "za późno". Najgorsze co możecie zrobić, to w to uwierzyć.

P.S. Zaznaczam, że nie był to manifest feministyczny...