Wszyscy chyba lubimy podsumowania i rocznice. Ja też, bo jest to pretekst do świętowania i zabawy, a bez zabawy byłoby przecież w życiu bardzo nudno. Właśnie zdałam sobie sprawę, że Ameryka zaadoptowała mnie jako swojego obywatela dziesięć lat temu. Ponieważ zawsze będę czuła się Polką, a może bardziej Europejką, był to dla mnie trochę abstrakcyjny moment, no bo kto chciałby zaadoptować kobietę bardzo już dorosłą i do tego z dwojgiem dzieci. Ameryka była dla mnie bardzo wyrozumiała i chciała, żebym narodziła się na nowo, jako obywatel. Jest to jednak niemożliwe, bo przecież nie zmienię swojej mentalności. Tak czy inaczej, sporo rzeczy w Ameryce mi się podoba (kilka też nie) i o nich chciałabym dzisiaj napisać. A więc do dzieła.
Energia, która jest zupełnie inna niż w Europie. Jest to ta sama energia młodego kraju, gdzie wciąż wierzy się, że wszystko jest możliwe i może się udać. Zwłaszcza Nowy Jork ma niespotykaną na świecie energię, która jest połączeniem motywacji do odniesienia sukcesu ludzi z różnych kultur i wiarą, że są w najlepszym miejscu na świecie. Wiara i energia wszystkich tu przybyłych emigrantów, którzy dokonali wielkiego wyczynu jakim jest całkowita zmiana środowiska i do czego nie każdy się nadaje. Cena za taką zmianę jest często wysoka i trzeba wierzyć w siebie i swój dobry los.
Poztywne nastawienie do życia i umiejętność przekuwania porażek w sukces. Jedno z moich ulubionych powiedzeń to: "If life gives you lemons, make lemonade" (Gdy życie ofiaruje ci cytryny (kwaśne), zrób z nich lemoniadę). Amerykanie nauczeni są, że nie można się zbyt szybko poddawać i wiele porażek można zamienić w sukces. W USA wielu milionerów zostało bankrutami, by ponownie się podnieść. Ideał tutejszych gospodyń domowych i właścicielka imperium gadżetów domowych Martha Stewart (polskiego pochodzenia), po wyjściu z więzienia za przekręty z akcjami podniosła się i dalej pozostaje na topie .
Duch społeczności. Trudno to wytłumaczyć, ale pomimo tego, że Amerykanie kochają indywidualizm, życie w zdrowo funkcjonujacej społeczności jest dla nich bardzo ważne. Jest to przecież kraj potomków tzw. pionierów, a Amerykanie którzy często się przeprowadzają (średnio co pięć lat), nawet z jednego stanu do drugiego albo na drugi koniec kraju, potrafią bardzo szybko organizować sobie życie w nowym środowisku. W mniejszych miastach jest to łatwiejsze niż w metropoliach, na przykład młode matki szybko mogą znaleźć tam wsparcie w grupach dla młodych mam, szkoły organizują spotkania orientacyjne dla nowych mieszkańców i ich dzieci, bardzo popularne są tzw. kluby książki (book clubs), czyli spotkania w prywatnych domach, podczas których dyskutuje sie na temat czytanych własnie lektur. Tak jak kiedyś życie w społeczności ułatwiało przetrwanie, dziś daje większe poczucie bezpieczeństwa i komfort. W dziewiętnastym wieku francuski dyplomata i arystokrata Alexis de Tocqueville w swoim kultowym dziele "Demokracja w Ameryce" (1835, 1845) był już pod wrażeniem umiejętności organizowania przez Amerykanów lokalnych rzadów i systemów prawnych. Wrażenia ze swoich podróży po Stanach opisał w dwóch ksiażkach, pierwszej wymienionej wcześniej oraz w "Stary reżim oraz rewolucja".
Komfort życia. Zdarzało mi się słyszeć o Amerykanach przeprowadzających się na na przyklad do Wschodniej czy Środkowej Europy albo innych "egzotycznych" dla nich krajów z chęci do poznania życia w państwach, gdzie wszystko nie jest tak łatwo dostępne i sprawnie działające. Dla nas jest to trudno zrozumiałe, zwłaszcza dla dzieci PRL-u, gdzie na każdym prawie kroku towarzyszyły nam absurdy dnia codziennego. Życie rodem z serialu "Alternatywy 4" sprawiło, że wielu z nas żyjących w USA z niedowierzaniem patrzy, że sprawy załatwia się szybciej i łatwiej, w sklepie traktuja cię prawie jak księcia a w szpitalu jak klienta. To co może irytować to niekończące się ankiety z pytaniem jak wysoki jest twój poziom zadowolenia na skali od jednego do dziesięciu. Oczywiście trochę przerysowałam ten obraz, ale po prostu jest łatwiej.
Bezkresne przestrzenie i przyroda. Jak powiedziała kiedyś aktorka Shirley McLaine do dziennikarki Oriany Fallaci: Europa posiada (długo budowaną) kulturę a kulturą Ameryki jest jej zachwycająca przyroda. To prawda, przecież na tym kontynencie jest wszystko: plaże, jeziora, kaniony, pustynia, góry i po obu stronach dwa oceany. Szczerze mówiąc, na mapę Ameryki Pólnocnej patrzę z fascynacją dziecka, lekkim niedowierzaniem i z pewną nieśmiałością. Ten ogrom może człowieka powalić. Teksas jest wszak większy od Polski... Oczywiście, nie byłam we wszystkich stanach i nie wiem czy mi się to uda, ale zaliczyłam większość duzych miast, chociaż nadal marzy mi się wycieczka wszerz Ameryki, przez stany Nevada i Arizona, zobaczenie Wielkiego Kanionu (widziałam go tylko raz z samolotu lecacego do Los Angeles) i jeszcze kilka innych atrakcji. Pozytywne jest to, że zawsze jest tutaj coś nowego do zobaczenia, ale na zobaczenie wszystkiego i zrozumienie Ameryki nie starczy życia. Mimo to nie straciłam entuzjazmu...
Technika. Ameryka jest wiodącym krajem na świecie, jesli chodzi o wynalazki. Nowoczesność widać na każdym kroku. Nie trzeba daleko spoglądać, wystarczy rzut okiem na własne dzieci. Moje nastoletnie radzą sobie z komputerami lepiej niż ja, w tym mój trzynastoletni syn doradza czasami swojemu tacie, który jest komputerowym mistrzem. Dzieci z generacji Z czy nawet millenialsi należą już do nowego pokolenia, które postrzega świat nieco inaczej. Niestety jak ze wszystkim, ma to również złe strony, uzależnienia od gier czy słabe umiejetności interpersonalne mogą być tego efektem. Zastosowanie techniki w medycynie jest prawdopodobnie najbardziej zaawansowane w USA. Niektóre zabiegi operacyjne wykonywane są częściowo przez roboty medyczne. Chociaż szpitale oferuja najwyższy standard opieki, niestety bez płatnego ubezpieczenia medycznego trudno będzie z niej skorzystać (w ostatecznosci przy najniższych dochodach pozostaje Medicaid, sponsorowany przez rząd). Trzeba też pamiętać, że dzięki najnowszym osiągnięciom z dziedziny IT, firmy i biznesy były w stanie przetrwać pandemię a my dalej zdalnie pracować. Wszystko to dzięki większej przepustowości połączeń internetowych.
Muzyka. Jak pewnie Państwo już wiedzą muzyka rockowa, jazz i soul jest wypadkową amerykańskiego bluesa, który został stworzony przez Afroamerykanów z dalekiego Południa w połowie dziewiętnastego wieku. Gdyby nie smutne zaśpiewy nie byłoby ani wspaniałego jazzu (moją ulubiona wspólczesną wokalistka jazzowa jest pochodząca z Kanady Diana Krall) ani rock and rolla. Życie bez (smutnego) bluesa byłoby o wiele smutniejsze. Wpływ bluesa widoczny jest w muzyce takich tuzów jak amerykańskiego The Doors czy brytyjskiego Led Zeppelin, którego członkowie byli zafascynowani Ameryką i jej zapleczem muzycznym. Robert Plant swoje ostatnie płyty skomponował inspirując się ponownie bluesem. Gdyby nie blues, nie byłoby angielskich The Beatles, Rolling Stones czy The Kinks oraz amerykańskich The Doors, Nirvany, Soundgarden, Aerosmith, The Velvet Undeground czy Red Hot Chilli Peppers.
Kino. Bardzo lubię amerykańskie filmy, lubię ten rodzaj aktorstwa, który jest bardziej naturalny niż polski. Chociaż amerykańscy aktorzy cenią sobie z kolei polskich, aktorka Meryl Streep w którymś z wywiadów stwierdziła, że przygotowując się do filmu "Wybór Zofii" wzorowała się na grze i akcencie Elzbiety Czyżewskiej, która u szczytu swej kariery wyemigrowała do USA. Jest taka masa filmów, które mogłabym ogladąć na okragło, więc podam tylko kilka: Wielki Gatsby,Tootsie, Sprawa Kramerów, Easy Rider, Scarface, Pulp Fiction itd. Nie można też zapomnieć o serialach, ostatnio moim absolutnym faworytem, chociaż oglądanym z kilkunastoletnim opóźnieniem jest serial "Mad Men". Fantastyczna obsada, scenariusz, design i moda lat sześdziesiątych ubiegłego wieku oraz tło polityczne doskonale oddają ducha epoki. Możemy w nim zobaczyć perypetie pracowników dużej agencji reklamowej przy Madison Avenue w Nowym Jorku, a głównym bohaterem jest jeden z jej szefów, odnoszący sukcesy w pracy a przy tym niesamowicie pogubiony i równie przystojny Don Draper.
Na sam koniec ciekawostka, David Mamet, amerykański scenarzysta wielu filmów (notabene jego córka Zosia Mamet zagrała epizod w "Mad Men") i autor sztuk, potomek polskich Żydów wspominał w swojej książce, że Holywood stworzyli przede wszystkim polscy Żydzi pochodzący z okolic Warszawy. I tak koło znów się zamyka.
Zdjęcie autorki: jeden z kolaży popularnego nowojorskiego artysty Charlesa Fazzino.