Dzisiaj szkoły zamknięte są w naszym mieście z powodu żydowskiego święta Yom Kippur. Na naszej ulicy znajduje się reformowana synagoga w której miałam okazję poznać już ceremoniał Bar Mitzvah i Bat Mitzvah (opisałam jej w starszym poście). W amerykańskich aglomeracjach, w których mieszka dość duży procent Żydów (tak jak w naszym mieście), ich święta są dniami wolnymi od szkoły, co jest powodem do radości moich dzieci.
Tak czy inaczej, zdążyłam się już przyzwyczaić do tych świąt i dały mi do myślenia, ilu z tych Żydów aszkenazyjskich pochodzi z Polski. Przodkowie wielu z nich chodzili kiedyś po ulicach Warszawy czy Krakowa, albo miasteczek polskich, które w języku jidysz zwane były "shtetl". Ich obecni potomkowie często nawet nie znają nazw miejscowości, ani regionu z jakich wywodziły się ich rodziny. Pradziadkowie mojej koleżanki pochodzili z Polski, ona sama w Polsce nigdy nie była, ale jej imię jest zamerykanizowana wersją imienia Mania, na cześć jej prababci. Część moich znajomych Żydów, ciekawsza historii swoich przodków, jeździła szukać śladów swoich rodzin. Znam też takich, którzy co roku pojawiają się na Festiwalu Kultury Żydowskiej w Warszawie. Wielu z nich jednak niechętnie mówi o swoim polskim pochodzeniu, gdyż przywołuje to bolesne wspomnienia Holokaustu.
Chciałabym również napisać o Żydach hasydzkich, których najwięcej jest w USA (Nowy Jork i New Jersey) oraz oczywiście w Izraelu. Nie wszyscy wiedzą, że chasydyzm narodził się jako ruch duchowego odrodzenia w osiemnastym wieku na terenie Wielkiego Księstwa Polsko-Litewskiego i rozszerzył się na inne kraje Europy Wschodniej. Ciekawostką jest, że męskie ubrania Żydów hasydzkich były inspirowane polskimi szlacheckimi strojami (kontusz oraz lisia czapa).
Hasydzi wciąż posługują się językiem jidysz, będącym zlepkiem niemieckiego, polskiego i innych języków z kraju ich zamieszkania. Jidysz uważany jest za ostoję językową hasydysmu, nauczany jest w szkołach (których kilka znajduje się w moim mieście), wciąż wydawane są książki i kręcone filmy w tym języku. Gdy go słuchamy, zawiera on wiele znanych nam słów z języka poskiego. Można tu wymienić takie jak: bajzel (sama często używam, zwłaszcza w odniesieniu do dzieci), bachor, belfer, ferajna, geszeft, kapota, machlojka, szmal czy...pinda). Ciekawostka jest, że słowo "fajny" (z angielskiego "fine" i niemieckiego "feine"), który jest chyba jednym z najczęściej używanym słów w jezyku polskim, również ma swoje korzenie w jidysz.
W naszej okolicy, szczególnie w galerii handlowej (shopping mall), często widuję całe rodziny Żydów hasydzkich. Kobiety robią zakupy z całą gromadką dzieci, a średnia liczba potomstwa w amerykańskich rodzinach hasydzkich to ośmioro. Kanon ich ubioru wymaga skromności, tak więc zamężne kobiety noszą identycznie wygladające brązowe peruki, spódnice za kolano, buty na płaskim obcasie, muszą mieć zakryte dekolty a często jedyną ekstrawagancją są seksowne pończochy ze szwem z tyłu. Mężowie wyglądają tak samo jak ortodoksyjni Żydzi w Izraelu czy w Londynie. Chociaż ich kultura jest bardzo hermetyczna i hołdują oni życiu w skromności i dystansu do dóbr doczesnych, kobiety chasydzkie lubią zakupy i interesuja się modą, oczywiście dostosowaną do kanonu. Trochę przypominają mi nasze prababki, które nie pracowały zawodowo ale swoje życie poświęcały na zajmowanie się domem i edukacją swoich dzieci. W pewnym sensie mnie fascynują chociaż nie znam ceny, jaką płacą za życie w schemacie religii. Są inne od nowoczesnych, amerykańskich czy europejskich kobiet. Różnią się od nas większą łagodnością i podporządkowaniem swojego życia tradycji. Można o nich powiedzieć - kobiety domowe. Zdobycze ruchu feministynego właściwie je w wielu dziedzinach ominęły. Ale w końcu to ich wybór, albo niemożność jego podjęcia...
Zdjecie: pochodzi z książki "The Jews and Europe" autorstwa Eleny. R. Castello i Uriel Macias Kapon, którą wykorzystałam do tego wpisu.