Z "Baywatch" na Broadway, powrót Pameli Anderson.

Moda zwykle powraca po około trzydziestu latach. W tej chwili pokolenie generacji Z, czyli mojej dziewiętnastoletniej córki odkrywa lata dziewięćdziesiąte ubiegłego stulecia. Zaczęło się od pytań o gwiazdy ekranu i muzyki tamtych lat. Moja córka wiedziała już o Winonie Ryder, Johnym Depp i Nirvanie więcej niż mi się wydawało. Jej koleżanki mają podobne makijaże jak ja ponad ćwierwiecze temu, podobnie się ubierają i oglądają "nasze" filmy, na przemian z nowymi. Oczywiście każdy come back wiąże się z adaptacją starego do nowych czasów. 

Amerykański symbol seksu lat dziewięćdziesiątych, Pamela Anderson znana głownie z z roli C.J. Parker z serialu "Baywatch" i rozkładówek "Playboya" oraz burzliwego małżeństwa z Tomym Lee, wydała książkę na fali mody na lata dziewiećdziesiąte: "Love, Pamela". Na Netflix ukazał się również dokument, którego jest główną bohaterką a jego producentem jej syn, Brandon Lee. Zdecydowałam się pisać o Pam, gdyż okres szczytu jej kariery przypadł na okres mojej wczesnej młodości. Typ jaki reprezentowała może niekoniecznie przemawiał do mnie i moich koleżanek, ale kształtowałyśmy swoje wzorce kobiecości z Pamelą w tle. Sama pamiętam Anderson z lat dziewięćdziesiątych, gdy odwiedziła Warszawę wiosną 1997 roku promując nową reklamę amerykańskiej sieci pizzy. Widziałam ją z bardzo daleka, gdy udzielała wywiadu Alicji Resich-Modlińskiej w jednym z największych warszawskich klubów muzycznych. W ówczesnych polskich warunkach była ucieleśnieniem amerykańskiej gwiazdy kultury masowej: piękna, wyzwolona seksualnie i trochę kiczowata. 

W swoim dokumencie, nakręconym w Kanadzie, w miejscowości w ktorej się wychowała, opowiada o swoim dzieciństwie, w którym była ofiarą przemocy seksualnej swojej babysitter, starszego kolegi a potem przemocy domowej ze strony swojego ówczesnego męża, gitarzysty Motley Crue. Dziewczyna bez wykształcenia, córka skromnych rodziców wyjechała do Los Angeles w wieku dwudziestu dwóch lat by zapozować dla "Playboya". Jak twierdzi, ten moment był dla  niej  początkiem akceptacji siebie i swojej kobiecości. Nie wspomina jednak o toksycznym świecie w willi Hugh Hefnera.

Anderson stała się symbolem seksu i ucieleśnieniem męskich fantazji. Serial "Baywatch", którego była gwiazdą, był typową komercyjną produkcją pełną młodych i wysportowanych aktorów i wyświetlano go we wszystkich językach świata. Gdy Pamela była u szczytu, ktoś wykradł sekstaśmę z jej domowego sejfu. Film zawierał pikantne szczegóły nocy poślubnej gwiazdy i Tommy Lee. Aktorka do tej pory nie wie kto to zrobił. Był to precedens, gdyż rok 1997 zapoczatkował platformę, która zmieniła cały świat - internet. Ich prywatne igraszki zostały udostępnione za darmo całemu światu. Wydawca magazynu "Penthouse" zapropnował gwieździe pięć milionów dolarów w gotówce za nabycie praw autorskich do filmu. Anderson i Lee odmówili.

Pamela przyznaje w swoich wspomnieniach, że od tamtego czasu jej kariera właściwie stanęła w miejscu. Również jej małżeństwo nie wytrzymało poziomu stresu związanego z sytuacją. Stała się ofiarą własnego wizerunku. Jak sama mówi, ludzie, dla których była ikoną, teraz karali ją za jej seksualność.  Była wyśmiewana z powodu sekstaśmy podczas wywiadów u znanych showmanów (Jay Leno, Howard Stern itd.). Jak sama mówi, czuła, że należała do całego świata, który wykreował jej image, nie miał on jednak wiele wspólnego z jej prawdziwym ja. Przypomniały mi się słowa Andrzeja Głowackiego, który w książce "Z głowy" napisał, że w Ameryce zdarza się, że idole tak jak szybko są windowani na piedestał, tak szybko są z niego zrzucani.

Anderson ma jednak od kilku lat dobra passę, zagrała główną rolę w musicalu "Chicago" na Broadway'u. Wcieliła sie w postać Roxy Hart i zebrała dobre recenzje. Było to dla niej katharsis, dzięki któremu pokazała światu, że jest kimś znacznie więcej niż przerysowaną blondynką, którą świat chciał w niej widzieć. 

 

Zdjęcie autorki: książka zainspirowana modą lat dzięwięćdziesiątych w jednej z nowojorskich ksiegarń.