Patrząc na dzieci z New Jersey często współczuję im stylu życia, jaki narzucili im rodzice i presja społeczna. Wszystko ustawione z zegarkiem w ręku, mało spontaniczności, szkoła, potem zajęcia pozalekcyjne i koniecznie jakiś sport.

W przyszłym miesiącu będę piła szampana z okazji 10 rocznicy mojej przeprowadzki do Stanów Zjednoczonych. Jak to w życiu, jest co świętować i znalazłoby się parę rzeczy, których można pożałować.

Mój syn do świętych (jeszcze) nie należy. Jest raczej enfant terrible naszej rodziny. Wszystkie swe niecne wyczyny i kawały robi oczywiście z wrodzonym sobie wdziękiem, że trudno mu ich nie wybaczyć. Jak sam twierdzi, chce tylko być śmieszny.

Czy obecny świat jest mniej bezpieczny niż w przeszłości? Tylko w którym momencie przeszłości i czy naprawdę jest tak źle jak nam się wydaje (tutaj wyobraźmy sobie różne najmroczniejsze okresy w historii świata).

Następnego dnia po moim powrocie z Warszawy mój siedmioletni syn przyszedł mnie rano obudzić, przytulił się do mnie po czym z zachwytem stwierdził "pachniesz jak Polska".

To co najbardziej podoba mi się w Cape Cod to prostota i surowość.

Wielokrotnie próbowałam sobie wyobrazić moich przodków, tych bliskich i tych istniejących w otchłani czasu. Fascynuje mnie przeszłość zakodowana w moich genach, która po części predysponowała mnie do tego kim jestem lub ...kim nie jestem.

Kocham życie. Szczególnie w momentach, gdy poraża mnie swą kruchością. Tak jak bezradność w obliczu choroby ukochanego Rodzica. Znów przypominam dziecko, które chce przyczepić się do Jej kolan i tam znajduje bezpieczeństwo.

"Plastykowa kukła".

 

Człowiek się rodzi i już się starzeje. Ma coraz więcej lat. Myśli. Istnieje. Przemija. Jeden myśli wiecej, drugi mniej a trzeci nie lubi myśleć wcale. Po co?

Strony

Subskrybuj Wolna Amerykanka RSS